Opis
Dobre duchy, gdzie one są? Tego nie wiemy, ale Piernikowski jest w katowickiej hali Walcowni Cynku i gra świetny koncert w ramach cyklu OFF Club 2020.
Pusta, ciemna, ogromna przestrzeń. Nie ma publiczności, zero kontaktu ze światem zewnętrznym, kłęby dymu snują się po podłodze. Raczej przerośnięta kabina deprywacji sensorycznej, niż sala koncertowa. Większość artystów czułaby się nieswojo w takim miejscu i pewnie nie pozostałoby to bez wpływu na jakość występu. Piernikowski jest u siebie, jakby tu się urodził i nigdy się stąd nie ruszał – i to też, oczywiście, nie jest bez wpływu na jakość koncertu. Słucha się tego i ogląda z zapartym tchem. Zaiste, prime shit.
Koncert będzie dostępny na ofcjalnym kanale OFF Festivalu do 9 lutego.
Robert Piernikowski chadza własnym ścieżkami już od dobrych kilkunastu lat. Kiedy w 2007 z zespołem Napszykłat wygrywał Jarocin, fanów rocka wprawiał w zakłopotanie, ale i publiczność hiphopowa nie nadążała – choć to przecież była oryginalna, polska odpowiedź na wyzwanie rzucone za oceanem przez Anticon. Znacznie lepsze przyjęcie czekało duet Syny, który też płynął pod prąd, za to na wysokiej fali. Wystartowali w 2014 roku, a dwie płyty ("Orient" oraz "Sen"), jedną niewłaściwie użytą wytwórnicę dymu i jedną zniszczoną planetę później dla wszystkich było jasne, że Syny nie turyści, oni w biznesie. Nie zatrzyma ich nawet ogłoszone niedawno zakończenie działalności pod wspólnym szyldem. Teraz 1988 pisze własną historię, a Piernikowski swoją, nie od dziś zresztą.
ip