Opis spektaklu
O teatrze w teatrze
Dorota Mrówka (Gazeta Wyborcza)
Bo to rzecz o teatrze, o robieniu teatru i wszelkich z tym związanych kłopotach. Finansowych, organizacyjnych, a także - i ta autoironia mi się w tej sztuce najbardziej podobała - mentalnych i intelektualnych. Konwencja teatru w teatrze tutaj nabrała nieznanych barw i uroków. Posłużyła kpinie, a nawet szyderstwu, lecz co najważniejsze - stanowiła dramatyczny budulec spektaklu, budulec wdzięcznie poddający się woli wszystkich realizatorów tego przedsięwzięcia.
Szczęśliwie się złożyło, że autor „Homleta” sam wyreżyserował tę sztukę. Tam, gdzie natrafił na dłużyzny tekstu, tam podkręcił tempo i zawierzył żywiołowości aktorów Koreza. Tam, gdzie im pofolgował i pozwolił zanadto kabaretowo sobie pogrywać, tam ratował sytuację zręczny dowcip, niespodziewana żartobliwa pointa czy literacko-teatralna aluzja. Słowem ten spektakl swoje powodzenie będzie zawdzięczał przede wszystkim Celińskiemu, który wiedział, po co go robi i - a to kolejny atut - nie przydał swej grotesce scenicznej, nie wolnej od estradowej błazenady, charakteru napuszonej i obrazoburczej satyry, która miałaby nam „otworzyć oczy” i porazić „głębią”.
„Homlet” celnie trafia zatem w czułe punkty teatralnego i aktorskiego żywota śmiejąc się z ludzi teatru, śmiejemy się także z siebie. Dostało się wszystkim. Nam, recenzentom, również.
W sosie groteskowym
Krzysztof Karwat
(Miesięcznik Społeczno-Kulturalny Śląsk)
Całe szczęście, że Korez potrafi moralizować w sposób wyjątkowo inteligentny. W serii skojarzeń znakomicie bawi, odbijając własną rzeczywistość w najkrzywszym z luster. Wciąga widzów w sam środek walki o jakość teatru.
Korez nie rozpieszcza swojej widowni ilością premier, za to kochamy ich za jakość, pomysły, wizje, wykonanie i za to, że potrafią nas mądrze zabawić. „Homleta” trzeba więc zobaczyć, bo tak naprawdę tego, co tam się dzieje, nie da się opisać.
Homlet, jako rycerz Jedi
Regina Gowarzewska-Griessgraber (Katowicki Informator Kulturalny)
Cóż bowiem uczynił Korez oprócz tego, że pokazał bardzo przyzwoitą teatralną rzecz, na bardzo przyzwoitym poziomie i bardzo nieprzyzwoity temat? Otóż w swoim nowym przedstawieniu wykorzystał coś, co do tej pory przez teatry repertuarowe, instytucjonalne, jak również komercyjne, traktowane było jako niepotrzebne wybryki rozkrzyczanej awangardy. Wziął i wykorzystał, bezczelnie, na pohybel, obalając kanony, czyniąc tak na przekór temu, co zasiedziałe i zrzędliwe wygrzewa kości dumnie rozparte w fotelu polskiej rzeczywistości teatralnej.
Wykorzystał techniki wypracowane przez alternatywę celowo i... wyszło mu to na dobre. Ten teatr po raz kolejny okazał się teatrem „myślącym”; teatrem, który poświęcił kanon na rzecz swobodnej żeglugi po oceanie sposobów kompozycji przedstawienia, w którego wodach do tej pory pozostali „nieoffowi” twórcy zaledwie moczyli nogi.
Korez alternatywny?
Jarosław Gibas (Kwartalnik Kulturalny OPCJE)
Sztuka Andrzeja Celińskiego (...) okazała się swoistym fenomenem. Kpi ze wszystkich, a nikt się nie obraża. (...) Zamiast kryształowego zwierciadła autor podstawił krzywe lusterko. Zamiast całego świata, odbija w nim wąziutki skrawek życia - teatralne kulisy. Stoimy, artyści i widzowie przed własnym karykaturalnym odbiciem, śmieszni jesteśmy i niewydarzeni, a nakrzyczeć na autora nie da rady. Bo chcemy czy nie, ma sporo racji. (...)
Wyszła ze spektaklu szczerze rozbawiona (...) brakowało nam takiej „produkcji” na scenach regionu. Trochę farsy (wybaczam grubsze żarty), trochę kabaretu, sporo intelektualnej zabawy, dużo złośliwości, a najwięcej prawdy o kondycji polskiego teatru u schyłku wieku.
Wzięte z życia (teatru)
Henryka Wach-Malicka (Dziennik Zachodni)