Cymes! Cymes! w Sosnowcu
2010-02-01 10:21:12 | Katowice„Zapadła noc głucha, w latarnie wiatr dmucha (…)”, a w Teatrze Zagłębia w Sosnowcu wino (oczywiście koszerne), muzyka i śpiew. Ta feta to w rzeczywistości spektakl „Cymes! Cymes!, który swą premierę miał co prawda prawie miesiąc temu bo 2 stycznia, ale takich wystąpień nigdy dosyć.
Sztuka w reżyserii Jana Szurmieja przyciąga tłumy, teatr jest wypełniony po brzegi (co się niestety nie zdarza zbyt często), natomiast artyści zmuszeni są do kolejnych bisów. Nic dziwnego, gdyż „Cymes! Cymes!” jest naprawdę cymes. Reżyser, a zarazem aktor żydowskiego pochodzenia współpracujący m.in. z Teatrem Żydowskim w Warszawie stworzył niezapomniane widowisko, gdzie światowe przeboje przeplatają się z dowcipami, skeczami i życiową mądrością ludu.
Już od pierwszych sekund przedstawienia pod opiekę biorą widzów spotkani na zapomnianej stacji kolejowej starzy przyjaciele: Mucek i Kucek. Wędrujemy z nimi przez małe miasteczko w którym z teraźniejszością zderzają się dawne tradycje i obyczaje, a radość odkupiona jest łzami. Sporo tu walki ze stereotypami, ale też i mnóstwo śmiechu z własnych ułomności i słabości. Widzowie otrzymują też solidny wykład z ekonomii i finansów, mogą się dowiedzieć, że lepsze od pieniędzy są tylko odsetki od nich, interesująco brzmią również definicje prosperity i kryzysu. Mądrzy Żydzi dostarczają również „raportu” na temat finansów publicznych (które są jak dom publiczny, czyli…) oraz jakości usług medycznych.
Ta słodko – gorzka podróż, w trakcie której mamy nawet przelotny romans z artystami teatru Variétés, wzrusza i bawi. Nie sposób usiedzieć w miejscu bo nogi same rwą się do tańca przy dźwiękach skocznej muzyki. Razem z chasydami cieszymy się ku chwale Pana, odmawiamy kidusz nad czarą wina i palimy białe świece. Cierpimy również z matką opłakującą stratę syna oraz dyskutujemy o wadach i zaletach małżeństwa (które jest „instytucją zdrowotną” i spokojnym portem w którym można jednak niekiedy napotkać na „okręty wojenne”). Reżyser zaprasza nas nawet na ceremonie zaślubin, gdzie z bijącym sercem obserwujemy symboliczne wejście młodych pod baldachim, wymianę obrączek i …(ale o tym cicho, sza!).
Spektakl, przygotowany w mistrzowski sposób przyciągać będzie jak magnes jeszcze przez długie miesiące. Perfekcyjnie dopracowany, olśniewający kostiumami, ale przede wszystkim grą aktorską i śpiewem (przeszywający śpiew biednej żydówki - „dziewczynki z zapałkami”, czyli Ewy Kopczyńskiej na długo zapadnie mi w pamięci) zasługuje na najwyższe noty.
W drodze do domu zaś, niosąc w sercu żydowską pieśń, możemy zanucić „Ach, kupcie bubiczki, Gorące bubiczki”i od razu robi się cieplej. Także w sercu, bo przede wszystkim tam dociera przedstawienie. No, ale w końcu to sam cymes!
Justyna Gul
(Justyna.gul@dlastudenta.pl)